Peter May pisze klimatycznie, to wiedziałam już po lekturze
jego poprzednich książek. Szczególnie podobała mi się trylogia Wyspa Lewis, w
której doskonale oddał klimat zamkniętej, wyspiarskiej społeczności. Między innymi dlatego skusiłam się na jego
najnowszy tytuł - Na szlaku trumien. Spodziewałam się mrocznego kryminału,
takiego z klimatem i tajemnicą. Zupełnie nie liczyłam, że to będzie książka o
pszczołach. Tak, tak, nie pomyliłam się i napisałam - o pszczołach. No dobra,
nie jest to książka przyrodnicza, ale akcja kręci się wokół tych owadów i
pokazuje nam do czego są zdolne wielkie koncerny w imię wielkich pieniędzy.
Początek książki przenosi nas na małą szkocką wyspę, gdzie
wyrzucony na plażę mężczyzna nie wie ani kim jest, ani jak się znalazł się w
tym miejscu. Nie pamięta dosłownie niczego ze swojej przeszłości, a odkrycie
skąd i dlaczego znalazł się akurat tutaj, zajmuje mu trochę czasu.
Autor akcję umiejscowił jeszcze w Edynburgu, gdzie mieszka
drugi bohater, a w zasadzie bohaterka - młoda zbuntowana nastolatka, która po
tragicznej śmierci ojca walczy ze swoja matką, buntując się przy okazji na
wszystko wokół. Drogi tych dwojga skrzyżują się, wyjaśniając przy okazji wiele
znaków zapytania.
Choć to wszystko brzmi ciekawie, to przyznaję z ciężkim
sercem, że opornie szła mi lektura tej książki. Trochę byłam zaskoczona, bo
tego autora czytało mi się dotychczas dobrze. Nie wiem czemu, ale ta książka
zupełnie do mnie nie przemawiała, akcja była bez polotu, a opisy, których
u Petera Maya nie brakuje, jeszcze
bardziej mnie denerwowały i czyniły tą lekturę nudniejszą.
To nie jest zła książka, zgrzeszyłabym gdym tak o niej
powiedziała, skąd więc tak słaba jej ocena? W przypadku tego autora liczyłam na
coś więcej. Może nawet nie na większą tajemnicę, ale na akcję i klimat, a tego
właśnie mi tutaj zabrakło.
ocena małgośki - 3 to według mnie najsłabsza książka tego
autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz